Projektowanie informacji

Ileż to jednak rzeczy obejmuje czarna dziura, zwana przeze mnie projektowaniem informacji! Dzisiaj wypadło mi się pochylać nad kwestiami następującymi:

  • Zapis URL-s na nowej witrynie (zrobić na modłę worpdressową, czyli “o-wydziale”, czy może jednak  “o_wydziale”)
  • Uporczywe przywiązanie redaktorów witryn do justowania na ekranie (powoli przekonuję się do pomysłu odgórnego wyłączenia buttona JustifyFull w Tiny MCE, ale spróbuję jeszcze zademonstrować redaktorom urodę czystego contentu, czyli RSS – może to zadziała jako argument)
  • Stosowane nazewnictwo trybów studiów (zamiast klasycznego i zrozumiałego podziału: dzienne / wieczorowe / zaoczne wprowadzono podział na stacjonarne i niestacjonarne, co daje w opisach efekt następujący: stacjonarne (dawne dzienne) / niestacjonarne (dawne wieczorowe) / niestacjonarne (dawne zaoczne). Efekt niestety daleki od klarowności
  • Nazewnictwo lokalizacji (co jakiś czas wraca bumerangiem) – niezmiennie jestem za stosowaniem nazw zwyczajowych, gwarowych, potocznych. Bo – tu zagadka – co to jest SPCSK? No jak to? Oczywiście Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny. Na Banacha. Czyli po prostu szpital na Banacha, tak?

Cytując książkę “Getting Real” by 37 Signals: Good writing is good design. Konstruowanie przekazu tekstowego jest projektowaniem. Liczy się precyzja, staranne dobieranie słów, unikanie wieloznaczności. Nie uczą tego co prawda w szkole na polskim, choć powinni.

Marketing Ikei

Pojechałam do Ikei po szafkę (korporacyjnie IKEA się nie odmienia i pisze się capsami, ale tu wszak mogę potocznie). Szafka towar spory, wisi na nim kartka w stylu “chcesz kupić – zgłoś się do punktu obsługi klienta”. Zgłaszam się. Pani drukuje mi zamówienie, do opłacenia przy kasie. I daje ulotkę. Na ulotce mapka i zachęta:

[…] już teraz niektóre produkty będziesz odbierał w magazynie zewnętrznym kilka minut jazdy od sklepu w kierunku Krakowa. Dzięki temu oszczędzisz czas oczekiwania na wydanie towaru, a Twoje zakupy w magazynie samoobsługowym będą szybsze i wygodniejsze. Więcej miejsca? Więcej wygody? Lepszy komfort zakupów? Tak, już od teraz […]

Więcej wygody??? Lepszy komfort zakupów??? Bullshit. To, że podejmuję wyprawę do Janek, nie znaczy jeszcze, że chcę jechać wieczorową zimową porą do Łazów. Drodzy marketingowcy! Napiszcie lepiej coś w stylu, że Ikea się tak rozwija, że aż musieliście uruchomić zewnętrzny magazyn, bo dopiero trwa budowa nowego na miejscu przy sklepie. I serdecznie przepraszacie za odsyłanie do Łazów, bo wiecie, że to problem dla klientów, więc każdy odesłany do Łazów dostanie rabat 5%.

Bo przy obecnej “zachęcie” oczywiście zrezygnowałam z zakupu.

Kasa samoobsługowa – opanowałam etap sera na wagę

W Sadybie Best Mall przy Powsińskiej już z pół roku temu wprowadzono kasy samoobsługowe. Świetna sprawa, ale nie od pierwszego użycia. Albo przeznacz kiedyś pół godziny na gruntowne przeszkolenie (zapakuj w tym celu do koszyka wszystkie kategorie towarów), albo zdobywaj jedną nową umiejętność przy każdej wizycie.

Użytkownik korzysta z dotykowego ekranu, na którym pojawiają się kolejne przyciski i instrukcje. Jednocześnie słyszy te same instrukcje z głośnika. Przekłada kolejne produkty z koszyka do specjalnego pojemnika obok kasy. Problemy:

  • Pierwszy moment bezradności: gdzie jest czytnik? W pewnym momencie określasz, czy wprowadzasz towar typu pieczywo (musisz wybrać odpowiedni obrazek, wprowadzić ilość i zatwierdzić enterem) czy też wystarczy zeskanować kod kreskowy towaru. Jeśli wybierasz pieczywo, pojawia się na ekranie klawiatura i wszystko jest jasne. Jednak jeśli wybierzesz kod kreskowy, nic się nie dzieje – system powtarza “Skanuj kod kreskowy” czeka, aż sam domyślisz się, gdzie jest czytnik. W każdym razie graficznie nie daje żadnej wskazówki. Jeśli emituje nawet jakąś głosową zachętę, to nie udało mi się usłyszeć.
  • Drugi moment bezradności: odbiór reszty w banknotach. Kasa jest skrzyżowaniem bankomatu z automatem z napojami. W związku z czym otwór zwrotu bilonu jest tam, gdzie się go spodziewasz w przypadku automatu (poniżej otworu wkładania banknotów i otworu do wkładania bilonu), natomiast zwrot banknotu odbywa się “w miejscu” bankomatowym. Trochę czasu zajmuje jego odnalezienie (wszystkie inne strategiczne elementy maszyny są gdzie indziej). Plus: głosowe przypomnienie.
  • Trzeci moment bezradności: piwo. Jako napój alkoholowy jest oznaczane przez kasę specjalnym znaczkiem. Albo masz szczęście, i mimo znaczka kasa je wyda, albo masz pecha i kasa ma założoną blokadę na alkohol. Wtedy musisz czekać na asystenta, który kluczykiem kasę odblokuje (domyślnie: po stwierdzeniu pełnoletności klienta). Przy czym system mówi tylko “Zaraz podejdzie asystent” – zero informacji, że to przez procenty piwa. Czujesz się upokorzony – kasa traktuje cię jak kolesia obok, który spróbował po raz pierwszy i nie poradził sobie z pieczarkami.
  • Czwarty moment bezradności: ser na wagę w kawałkach, z dziwnym kodem kreskowym. Domyśliłam się, że trzeba przepisać kod ręcznie, ale uzyskałam tylko cenę za kilogram. Co się okazało? Że wystarczy następnie ser przełożyć do pojemnika z już zeskanowanymi produktami – pojemnik ser zważy i skoryguje cenę stosownie do wagi. Być może tak naturalna czynność nie wymaga dodatkowej instrukcji głosowo-graficznej, ale jednak na tym właśnie ostatnio utknęłam.

Na testerów czeka jeszcze płatność kartą, bonem i z kartą lojalnościową.