Mac – zmiany na lepsze

Wraz z wprowadzeniem Leoparda (kolejnej odsłony macowego systemu operacyjnego) odpadło jedno z moich pokaŹŹŹŹŹnych zastrzeŻŻŻŻŻŻeń do Maca 🙂 Otóż nareszcie zamieniono miejscami ż i ź (teraz jest tak jak w Windowsie). Wyraźnie idzie ku lepszemu!

Przy okazji przypomniało mi się, jak to pewien macboy, który miał wydać osąd o jakości mojej pracy grafika (pracy pojmowanej jako proces, a nie rezultat), stwierdził, że “powinnam opanować skróty klawiaturowe”. Idea poniekąd słuszna, ale niekoniecznie w przypadku, gdy pracuje się na tym samym programie jednocześnie na dwóch platformach (Mac – praca, PC – dom). Kombinacje paluszków wirtuozerskie przed południem skutkują bowiem omyłkami wieczorem, co skutecznie zachęca do korzystania raczej z menu spod prawego klawisza myszki. “Naprawienie” więc (bo osobiście tak to odbieram) polskiej klawiatury programisty na Maca jest pierwszym krokiem do pożądanej kombatybilności.

Jeszcze tylko te alty z jabłkami trzeba pozamieniać, no i poprosić Szanownych Autorów programów: keD, Wink, Audacity, SubEdit-Player i Haft Krzyżykowy o napisanie wersji pod Maca 🙂

Mac nie dla piszących?

Pojawia się myśl zmiany (domowej) platformy. Pomijając względy estetyczne (oczywiste – w końcu mam oczy i jestem po wzornictwie, hehe), warto móc skoncentrować się na projektowaniu zamiast na rozwiązywaniu konfliktów sprzętowych. Nie znaczy to, że nie lubię grzebać w moim pecetowym tytanie, ale narosła w nim już sterta eksperymentalnych śmieci. A poza tym mimo stabilnych ostatnich lat pozostaje w pamięci backup of backup of backup (czyli ściganie się z samozamykającym programem). Nawet teraz, choć naprawdę działa jak złoto, co jakiś czas przy wyłączaniu kompa pojawia się tajemniczy komunikat w stylu: “aplikacja nie została zainicjowana, bo aktualnie jest wyłączana” (?).

Ale PC zwycięża jednym: logiczną klawiaturą. Trawię kolejne dni na doszukiwaniu się możliwych przekonfigurowań na Macu, które w moim pojęciu są konieczne, żeby normalnie użytkować Maca jako jedyny (podstawowy) komputer. Co prawda na obu platformach można używać klawiatury maszynistki, ale spójrzmy prawdzie w oczy: kto jej używa?

Pisać bezwzrokowo na maszynie (i kompie) uczyłam się w Stanach na Macu, oczywiście po angielsku. Wbrew obawom przysposobienie kciuków do altów do ogonków odbyło się dość płynnie – na PC. Jednak umieszczenie altów na Macu wymusza zupełnie inną pozycję palców przy wpisywaniu polskich znaków. Na PC robi się to kciukiem, a tutaj konia z rzędem temu, kto napisze w ten sposób ń. Trzeba angażować małe palce i to jeszcze na krzyż! IMHO do normalnego pisania konieczne jest przestawienie w preferencjach funkcji klawiszy. Czyli co? Zakleić sobie na MacBooku plastrem pierwotne oznaczenia? Czy dokupić windowsową klawiaturę? Do tego jeszcze dochodzi zamiana miejscami ź z ź (jak rozumiem, da to się załatwić softwarowo, choć nie mam gdzie przećwiczyć). Pamiętam, jak sama korzystałam w pracy z Maca – kończyło się na korespondencji pozbawionej polskich znaków…

Śmieszą mnie wypowiedzi tych, którzy twierdzą, że wystarczy się przyzwyczaić. Świetnie, ale 1) obiektywnie łatwiej i bardziej ergonomicznie kliknąć ń metodą windowsową; 2) chętnie posłucham wypowiedzi PISZĄCYCH użytkowników Maca – takich jest jak na lekarstwo, znakomita większość to graficy, którym faktycznie klawiatura nie robi różnicy…