Ponieważ opina mi się na biodrach moja ulubiona letnia sukienka, czas zastosować dietę bezpiwną i bezchlebową. Oraz wagę. Postanowiłam też zajrzeć w tzw. BMI — można wyliczyć na wielu stronach w odpowiednich kalkulatorach. Wykryłam graniczne wartości wagi prawidłowej dla trzydziestolatki wzrostu 164.
Zakres wynosi 17 kg. Ważąc 67 kg, nie zmieściłabym się w żadnej (własnej) sukience. Nie wiem, czy to wzory są byle jakie, czy kalkulator upraszcza (zaokrągla??). Jedno jest pewne: choć różnicę 17 kg widać nawet gołym okiem, po wyliczeniu BMI uspokajasz się i hulaj dusza.
Jakoś mnie ten DIETOPOCIESZACZ nie pocieszył. Odchudzam się dalej, jako metę wyznaczając sobie zeszłoroczne ciuszki. O wynikach diety 3 dni warzywa i owoce, następne 2 dni plus jogurt, następne 2 dni plus płatki, dziki ryż i kasze, następne 3 dni jaja i chudy twaróg, a potem drób i ryby napiszę za tydzień i policzę mój BMI!
hm, a mnie 4 kg odchudziła praca i jem wszystko w dowolnych ilosciach 😉
O ile dietę bezchlebową mogę jeszcze zrozumieć, o tyle dieta bezpiwna (!) wydaje mi się zbytnim okrucieństwem.
Poza tym (źródło: gazeta.pl):
“(…)Polscy i izraelscy naukowcy (tym razem pierwszym autorem pracy jest dr Zenon Jastrzębski z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego w Warszawie) postanowili przyjrzeć się działaniu piwa. Piwo cieszy się raczej złą sławą, obarcza się je m.in. odpowiedzialnością za tycie (nie bez powodu dodatkowy tłuszcz na brzuchu piwosza zwany jest “mięśniem piwnym”). – Nic bardziej mylącego – twierdzi dr Jastrzębski. – (…)Z naszych badań wynika, że piwo nie tuczy, lecz odchudza. ”
Niestety:
“Choć trzeba uczciwie powiedzieć, że nie badaliśmy pełnego piwa, ale jego liofilizat, a więc to, co zostaje po odparowaniu wody i alkoholu, bo sam alkohol jest – jak wiadomo – wysokokaloryczny.”