Mieszkam w dzielnicy Albisrieden, cichej mieszkaniówce seniorów, gdzie życie płynie ustalonym rytmem, wyznaczanym – jak w średniowieczu – przez dzwony z wież kościelnych. Kościoły są tutaj co najmniej trzy, w tym dwa tuż obok mnie (wieżyczkę ewangelicko-reformowanego widzę nawet z okna sypialni), przy czym najwyższą dzwonnicę i najgłośniejsze dzwony ma katolicki kościół św. Konrada (wiem, na co idzie mój wyznaniowy podatek!).
Zasadniczo nie jestem nigdy pewna, z KTÓREJ wieży dzwony słyszę, ale regulują one moje życie następująco: w tygodniu dzwonią mi o 7:00 na pobudkę (powoli przestaję korzystać z budzika w komórce), w niedzielę o 10:00 na mszę. A konkretnie, zaczynają bić kilka minut przed dziesiątą, tak że wystarczy wyjść z domu z pierwszym biciem dzwonów, żeby przy ich ponaglającym akompaniamencie dotrzeć punktualnie do kościoła.