Instrukcja obsługi – temat wciąż traktowany po macoszemu

Mam nowy monitor Samsunga z opcją TV. Konfiguracja odbywała się na czuja, metodą prób i błędów oraz z pomocą obeznanego w temacie kolegi – bo jak się okazało, na parę rzeczy w życiu bym sama nie wpadła.

Ostatnią sensowną instrukcją obsługi, jeśli chodzi o elektronikę, z jakiej zdarzyło mi się korzystać, była instrukcja do aparatu fotograficznego Sony. Jakieś 3 lata temu. Miała sens zapewne dlatego, że była English only i jeszcze w wersji książeczkowej (a nie na skrzypiącym CD). Z kolei jedynym produktem, który dało się użytkować BEZ instrukcji obsługi, był Makak (MacBook Pro).

Uwaga do producentów mojego nowego monitora: jak rozumiem, dołączenie do produktu klarownej, dobrze przygotowanej instrukcji się nie kalkuluje. Byle była (jakakolwiek). Dlaczego w takim razie nie ograniczyć się do jednojęzycznej instrukcji po koreańsku? Skoro i tak nic nie wnosi, po co ją tłumaczyć na 24 języki w Google Translatorze?