Schody ruchome, bezmyślność, zagrożenie

Schody ruchome dostarczają mi ostatnio sporo wrażeń >:
Dziś odbieraliśmy z bratem i jego dziewczyną babcię z dworca. Wchodząc na schody ruchome, niestety pozwoliliśmy się rozdzielić. Nagle zaczęło się dziać coś, co po przygodzie w Sadybie zinterpretowałam jako zmianę kierunku ruchu schodów – ludzie zaczęli padać jedni na drugich jak domino, spychani dodatkowo przez walizki, koszmar. Utrzymałam się na nogach, ale nie mogłam pomóc babci, oddzielonej ode mnie paroma osobami. Wreszcie schody nas wypluły, z większymi lub mniejszymi obrażeniami, na stabilną powierzchnię. Co się okazało? Dwóm panienkom wysypały się na schodach ruchomych owoce z siatki. I rzuciły się je zbierać…

Dochodzę do wniosku, że z regulaminu warszawskich schodów ruchomych przy trasie W-Z z 1949 roku nie ma się co śmiać – należy powiesić go do wglądu na Dworcu Centralnym.  Z myślą o tych, którzy nie dorastają mentalnie nawet do tużpowojennej rzeczywistości technicznej.