W Sadybie Best Mall przy Powsińskiej już z pół roku temu wprowadzono kasy samoobsługowe. Świetna sprawa, ale nie od pierwszego użycia. Albo przeznacz kiedyś pół godziny na gruntowne przeszkolenie (zapakuj w tym celu do koszyka wszystkie kategorie towarów), albo zdobywaj jedną nową umiejętność przy każdej wizycie.
Użytkownik korzysta z dotykowego ekranu, na którym pojawiają się kolejne przyciski i instrukcje. Jednocześnie słyszy te same instrukcje z głośnika. Przekłada kolejne produkty z koszyka do specjalnego pojemnika obok kasy. Problemy:
- Pierwszy moment bezradności: gdzie jest czytnik? W pewnym momencie określasz, czy wprowadzasz towar typu pieczywo (musisz wybrać odpowiedni obrazek, wprowadzić ilość i zatwierdzić enterem) czy też wystarczy zeskanować kod kreskowy towaru. Jeśli wybierasz pieczywo, pojawia się na ekranie klawiatura i wszystko jest jasne. Jednak jeśli wybierzesz kod kreskowy, nic się nie dzieje – system powtarza “Skanuj kod kreskowy” czeka, aż sam domyślisz się, gdzie jest czytnik. W każdym razie graficznie nie daje żadnej wskazówki. Jeśli emituje nawet jakąś głosową zachętę, to nie udało mi się usłyszeć.
- Drugi moment bezradności: odbiór reszty w banknotach. Kasa jest skrzyżowaniem bankomatu z automatem z napojami. W związku z czym otwór zwrotu bilonu jest tam, gdzie się go spodziewasz w przypadku automatu (poniżej otworu wkładania banknotów i otworu do wkładania bilonu), natomiast zwrot banknotu odbywa się “w miejscu” bankomatowym. Trochę czasu zajmuje jego odnalezienie (wszystkie inne strategiczne elementy maszyny są gdzie indziej). Plus: głosowe przypomnienie.
- Trzeci moment bezradności: piwo. Jako napój alkoholowy jest oznaczane przez kasę specjalnym znaczkiem. Albo masz szczęście, i mimo znaczka kasa je wyda, albo masz pecha i kasa ma założoną blokadę na alkohol. Wtedy musisz czekać na asystenta, który kluczykiem kasę odblokuje (domyślnie: po stwierdzeniu pełnoletności klienta). Przy czym system mówi tylko “Zaraz podejdzie asystent” – zero informacji, że to przez procenty piwa. Czujesz się upokorzony – kasa traktuje cię jak kolesia obok, który spróbował po raz pierwszy i nie poradził sobie z pieczarkami.
- Czwarty moment bezradności: ser na wagę w kawałkach, z dziwnym kodem kreskowym. Domyśliłam się, że trzeba przepisać kod ręcznie, ale uzyskałam tylko cenę za kilogram. Co się okazało? Że wystarczy następnie ser przełożyć do pojemnika z już zeskanowanymi produktami – pojemnik ser zważy i skoryguje cenę stosownie do wagi. Być może tak naturalna czynność nie wymaga dodatkowej instrukcji głosowo-graficznej, ale jednak na tym właśnie ostatnio utknęłam.
Na testerów czeka jeszcze płatność kartą, bonem i z kartą lojalnościową.