Wichy “zasada Titanica”

Co jakiś czas wracam do książki Marcina Wichy “Jak przestałem kochać design”. Wszystkie opisane przez autora bolączki znam z autopsji – m.in. dlatego przeniosłam się do branży IT. Niestety okazuje się, że sformułowane przez Wichę zasady antydesignu obejmują także projektowanie software’u:

Dbaj tylko o to, co widać. Każda złotówka i euro wydane na projekt muszą być widoczne z daleka. Wszystko, co schowane pod linią wodną, jest nieważne (nazywamy to „zasadą Titanica”).

Zgodnie z zasadą Titanica model danych czy schemat bazodanowy jest nieważny – istotne jest tylko GUI.

RIP Flash

Pierwsza wersja, której używałam, to Flash 8, jeszcze firmy Macromedia. Potem był Adobe Flash Professional w pakiecie CS5.5 (wydanie z kwietnia 2011 r.), ale wtedy miałam już inne zainteresowania. W rezultacie umknęło mi, że mój “dorobek” flashowy stał się out-of-date technologicznie. Rzuciłam się konwertować – z filmami da radę, ale animacje muszę chyba odtworzyć w jakimś alternatywnym narzędziu (na szczęście zachowałam pliki źródłowe).

Nie żal mi animowanych intro do stron firmowych, ale co z dorobkiem kulturowym ludzkości w obszarze escaping games? Żegnaj, Crimson Room!

Praca zdalna to błogosławieństwo

Raz po raz w mediach napotykam biadanie, co z ludźmi na dłuższą metę zrobi praca zdalna. Że odcina od prawdziwych kontaktów międzyludzkich, że Zoom czy Teams to jednak nie to, że brak emocji.

O ile potrafię zrozumieć problem logistyczny pracy z domu, gdy ma się w tym domu dzieci, którymi trzeba się zająć albo sytuację singla, który przeniósł się za pracą do obcego miasta i nie zdążył tu poznać nikogo poza kolegami z pracy, o tyle nie potrafię zrozumieć, dlaczego niby codzienne min. półtorej godziny jazdy tam i z powrotem do biura, kolejka do firmowego ekspresu do kawy oraz openspejs ma być dla mnie sytuacją naturalną i pozytywnie kształtującą moje psychiczne ja?

W ogóle cieszcie się, ludzie, że macie taką możliwość! Nie wszyscy ją mają.